Recenzja
"To, co jest najważniejsze w nowym przedstawieniu u Fredry i dlaczego w ogóle warto je obejrzeć, to właśnie genialne i totalne wykorzystanie rodzimych oraz gościnnych aktorów. Łukasz Czuj bowiem autentycznie czuje pracę z występującymi na scenie, a ci mimo że potrafią tańczyć i śpiewać, w „Klubie...” dosłownie przechodzą samych siebie do tego stopnia, że na gnieźnieńskiej scenie daje się wyczuć atmosferę muzycznej Romy lub Capitolu. Zresztą wszystko zaczyna się rewelacyjnym „Małym piwkiem”, które w oryginale śpiewał niezapomniany Zdzisław Maklakiewicz, a teraz wykonuje je równie klimatycznie swoim chrypiącym głosem Wojciech Kalinowski. Co więcej, Kalinowski też swoją rolą kradnie właściwie show i widać, że czuje się jak „ryba w wodzie”, gdy podryguje podczas irytującego chwilami „Love, love, love” wyśpiewywanym przez resztę zespołu. Dalej, zapadającą w pamięci sceną zdaje się mocno tangowa „Zabawa podmiejska” Piotra Szczepanika, której tutaj ciężar wykonania bierze na swoje barki gościnnie występująca Justyna Kokot. Jej drapieżna interpretacja tekstu oraz nie do końca heteronormatywny taniec w czasie którego pani tańczy także z panią, mają bowiem w sobie wiele erotyki. Chociaż największe „ciary” po plecach przechodzą kiedy to filigranowa Michalina Rodak, staje na krześle i ze swej drobnej sylwetki wydobywa potężny „operowy” głos, który do tej pory nie był kojarzony z „Brzydulą i rudzielcem” Marii Koterbskiej”
2016.02.08